Koniec sesji!, wrzasnęła uradowana Ola dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, że co prawda ostatnia poprawka za nią i w końcu może pełnoprawnie cieszyć się feriami, ale te trwają… dwa dni bo od poniedziałku z powrotem na uczelnię. WHOOP WHOOP.
Pocieszeniem wydaje się być jedynie fakt, że w nowym planie mniej przedmiotów, w związku z czym mniej zajęć, aczkolwiek planu jeszcze nie zrozumiałam, więc nie wiem co o nim sądzę.
Nadal jestem w osłupieniu po rejestracji na te zajęcia, bo we wrześniu w ciągu dziesięciu minut USOS zdążył się dwukrotnie wyłączyć, zablokować, odmówić posłuszeństwa; ja zdążyłam się wówczas zapisać na jeden angielski (do złej grupy), z którego się wypisałam i pospiesznie zapisałam do drugiego (udało się), i to była batalia którą się pamięta. A teraz? 8:03 i w sumie po fakcie. Promotor wybrany. Grupa ćwiczeniowa wybrana. I nawet wykłady też. W ciągu niespełna 10 minut. Później nastąpiła pustka, bo przecież cały dzień był podporządkowany zapisom. Czy coś.
To chyba tyle jeśli chodzi o to, co się u mnie ostatnio dzieje. Miałam dwa tygodnie ferii, więc uczyłam się na poprawki, umierałam ze strachu i tym podobne. W międzyczasie nabyłam Netflixa, którego zasoby przejrzawszy moja siostra stwierdziła, że teraz to już w ogóle z domu nie wyjdę (co jakoś mnie nie smuci), aczkolwiek rozczarowałam ją: zamierzam ludowi się pokazywać. Raz na jakiś czas.
W planach na następne miesiące głównie koncerty, Tom Odell, panowie moi drodzy hepisadzi i Harry Potter tuż przed wielkanocą. W tym wszystkim jestem skłonna zauważyć, że ja chyba nie mam czasu na studiowanie, tym bardziej na pisanie magisterki. No ale już chyba bliżej niż dalej więc nie ma co dawać do tyłu. Chyba.
Co tam u Was? ;)
Z dobroci serca dodaję i uprzedzam: nie wpisujcie w Google hasła "netflix and chill" i co gorsza - nie wchodźcie w grafikę. Byłam, widziałam, żałuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz