Takie dni, jak dzisiejszy, są zbawieniem.
Nawet jeśli budzik dzwoni punktualnie o 6:00 i jeśli o 6:06
nadal leżysz w łóżku bo nie chce ci się wstać.
Nawet, jeśli o ósmej masz angielski a później prezentację,
której tak bardzo ci się dzisiaj nie chce przedstawiać.
Nawet, jeśli czytasz wszystko z kartki, bo prezentacja na
rzutniku się rozmazała i nic nie widzisz.
Nawet, jeśli później masz ważne spotkane, na które musisz
iść, a na które ci cię nie chce, bo wolałabyś laptopa, łóżko i chipsy.
Bo po tym wszystkim dostajesz sms-a, a później, wieczorem,
kiedy dzień zmierza ku końcowi, kiedy ludzie powoli się wyciszają, siedzisz nad
Wisłą, przyglądasz się zachodowi słońca, biegającym ludziom, pijesz to frappe,
i myślisz sobie, siedząc na tej trawie, patrząc na to wszystko i wszystkich
wokół, że jednak jest fajnie.
Bo w końcu promotor mniej-więcej zatwierdził konspekt, i już
jest krok do przodu.
Bo w końcu skończyłaś
coś, co nie miało najmniejszego sensu. Bo znowu miałaś być kimkolwiek,
a przecież jesteś jedyna w swoim rodzaju.
Bo masz z kim wyjść na to piwo, na ten rynek czy nad tą
Wisłę.
Bo masz do kogoś zadzwonić, napisać wiadomość, z kim się
pośmiać.
W tym wszystkim nie chodzi o to, by albo wiecznie być
człowiekiem z różowymi okularami na nosie, albo znowu – smutasem, który widzi
we wszystkim czarne rzeczy. O to chodzi, by znaleźć zdrowy balans, by mieć z
kimś wyjść na to durne piwo, by sobie chodzić ulicą i śpiewać, by mieć te swoje
guilty pleasures, by słuchać tego, co
się chce, by robić to, co się chce, by się śmiać, płakać i czytać i pisać i
oglądać i żyć. Nawet, jak spadnie deszcz. No dobra,
wtedy nie, ale wiecie o co chodzi.
Takie przesłanie z dzisiejszego dnia. Dobrego dnia ;)
proszę, zabrońcie mi tego słuchać, ale to jest taaakie bardzo kojarzące się z latem, że nie mogę przestać zapętlać.
Czasem wydaje się, że jest do dupy, a potem przychodzi taki moment resetu, chill nad jeziorem z browarem i uczuciem, że życie wcale nie jest złe. Nawet najcięższy dzień jest wart takiej chwili.
OdpowiedzUsuńWszędzie trzeba odnajdywać balans - to chyba taki klucz do szczęścia. :) No i czasem nawet ten smuteczek jest nam potrzebny, bo gdybyśmy byli wiecznie szczęśliwi, to i to szczęście pewnie przestałoby nas cieszyć. :P
OdpowiedzUsuńCzęsto doświadczam takich dni - trudności o poranku i w pracy, zły nastrój... a potem wynagrodzenie w postaci świetnego wieczoru z fantastycznymi ludźmi. :) Musimy się nauczyć nie przeżywać tak tej "złej" części dnia. ;)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba dzisiejsze przesłanie :)
OdpowiedzUsuńhttps://sweetcruel.wordpress.com/