7/22/2017

trzy miesiące temu

A poza tym kierując się zasadą, że najlepiej zawróżyć sobie czymś kimś głowę, żeby za dużo nie myśleć, wyszłam z kimś się spotkać, wyszłam do ludzi, mimo nerwów, ściśniętego żołądka i ogólnie złego przeczucia i ja wam szczerze mówię, ja się do ludzi nie nadaję. “Randka”, której bym randką nie nazwała była okropna, i ja już oto w tym momencie kończę wychodzenie poza sferę swojego komfortu bo to jest zupełnie nieopłacalne zajęcie.

Trzy miesiące temu (właśnie poprawiłam „dwa” na „trzy”, dlaczego ten czas tak leci) postanowiłam wyjść poza sferę swojego komfortu. Pożałowałam nie raz, nie dwa, ba, cierpiałam dwie godziny, ale jestem osobą miłą, ogólnie dobrze wychowaną więc brnęłam. Zła byłam wówczas, dlatego szerzej się z tym nie dzieliłam, ale, skoro siedzę w domu, nic się nie dzieje, a jednak pasuje Wam znak życia okazać, well…

Tu wypada powiedzieć, że ja naprawdę staram się nie mieć uprzedzeń. Staram się też nie wierzyć za bardzo zdjęciom profilowym, bo wiadomo, tu trochę rozjaśnię, tam pociemnię, tu dodam taki filtr, a tu taki i później się okazuje, że tu jakby zupełnie inna osoba była. No właśnie, staram się, bo choć ów panicz na zdjęciu prezentował się całkiem nieźle, to jak go zobaczyłam to tak ekhm.  Wiecie, zarost gimnazjalisty, wprawdzie koszula w kratę ale jakaś taka widać, że nie każdy będzie w niej wyglądać okej.

No ale dobrze, Lu nadal uśmiechała się do złej gry; była nawet na tyle miła, że nie pisnęła słówka jak jegomość w drodze do „knajpy” przynajmniej z dziesięć razy przyznał się do tego, że ja to właściwie skąpy jestem. Miałam ochotę mu odpowiedzieć, że to jakby widać, ale wiecie. Że redbulla nie pije, bo za drogi, a on jest skąpy. Bo to i tam to, aż w końcu i sramto. Nie naciągałam go więc na nic, kawusię wypiłam widząc jak raczy się obiadem, bo mi jakoś apetyt poszedł w siną dal.

Ale to nic!! Najlepsze zostało na koniec: oto bowiem zbieramy się do wyjścia (muszę mówić, że usiadł przy stoliku pierwszy???), ja już planuję nieco drogę ucieczki, jak by tu iść żeby iść samej, ale dobra, odprowadzi mnie na przystanek, ja w głowie czysta kalkulacja, gdzie jest ten najbliższy?? O, udało się, tramwaj – patrzę z nadzieją – za trzy minuty, to ja już dziękuję, to ja sobie poczekam, nie, poczekam z tobą, to nie problem, skądże. Tramwaju weź przyjeżdżaj. Najbardziej niezręczne trzy minuty życia to nic przy tym sztywnym pożegnaniu – machaniu dłońmi, i wskakiwaniu do tramwaju, o, boże, dziękuję, że to już koniec.

No to tak wygląda wychodzenie ze sfery (dys)komfortu. Podziękowałam paniczowi tego samego dnia, bo po co marnować sobie wzajemnie czas. I dziwić się, że od czasu spotkania z X przed ponad rokiem to było moje drugie wyjście?

A z updejtów, to siedzę w domu, czytam, stukam słówka z norweskiego, otagowuję stare posty na drugim blogu (jest ich ponad dwieście) i ogólnie bawię się w opiekunkę uroczego maltańczyka, którego pan weterynarz nazwał ostatnio wodzem.



Mieszkam w tak nienormalnym domu, że nie mam prawa mieć nawet nadziei na bycie normalną.

A z takich totalnych smaczków, to ostatnio koleś usunął „matcha”, bo jakby powiedziałam, że mam większe ambicje od wyglądania, a jeśli koniecznie sobie chce na coś popatrzeć, to niech kupi sobie wiadomą gazetę w kiosku. SERIO?

7/09/2017

Nerwy nerwy i po zdrowiu

Kiedyś, jak ktoś mi powiedział, że „odchorujesz te nerwy” to zazwyczaj wybuchałam śmiechem. No bo jak to, odchorować coś, co już jest jakby przeszłością? Dobre sobie. No. Ale później przyszła sesja, zostałam wyj*bana z mieszkania, praktyki były niewiadomą pod względem takim, czy uznają nam godziny czy nie, a jeśli nie to w jak bardzo głębokiej dupie jesteśmy (odpowiedź: bardzo głębokiej), a jak już się to w końcu wszystko jakoś się unormowało, to, cóż…

Odchorowałam.

Można oczywiście żartować sobie, że nerwy to na zdrowie wyjdą, a ta grypa żołądkowa to idealny sposób na detoks. Prawda jest jednak taka, że niejedzenie przez dwa dni, i siedzenie w pozycji wiadomo jakiej i wiadomo gdzie nie zwiastowało niczego oprócz niewyspania, zakwasów i głodu takiego, że rzuciłam się na zupę jakbym jedzenia – zamiast dwóch dni – nie widziała  z miesiąc. Tutaj też prawdziwą twarz pokazali „przyjaciele”, na przykład pies, który z jednej strony wspierał mnie swoją obecnością, kładąc głowę na kolanach, ale też wspinając się po mojej klatce piersiowej, by jednak wyrwać mi z ust tego wafla, co to go jadłam z utęsknieniem w oczach. Nie wiedziałam nawet, że przez te wszystkie „anomalie”, brak snu, brak jedzenia, mogą opóźnić się kobiece dni.

Podsumowując, tydzień nerwów przypłacam dwutygodniowym odchorowywaniem. Zaprzyjaźniłam się z łóżkiem, krakersami i poczuciem wyżucia, które towarzyszy mi częściej, niżbym tego chciała.

W ramach dobrego dbania o siebie i poprawiania sobie humoru, nie tylko czekam z utęsknieniem na swoje zamówienia, książki czy prezenty. Podstawą treat yourself jest zrobiony pedicure i strasznie oczojebny pomarańczowy odcień lakieru, na który chyba w życiu bym się nie zdecydowała gdyby nie fakt, że w pomieszczeniu było ciemno, a odcień na wzorniku taki straszny nie był.

Mam nadzieję, że w końcu uda mi się wyzdrowieć i obiecuję, że wtedy ani przez chwilę nie będę myślała o rzeczach, które mnie denerwują bardziej, niż bym tego chciała.


Lato. Trzeba w końcu wyluzować, co nie?