Miłość, młodość, pożądanie.
Takie trzy słowa znalazłam w jednej z wielu facebookowych
zabaw pod tytułem „trzy pierwsze słowa opiszą twój 2018 rok”. Niezbyt wierzę w
takie rzeczy, ale to jakby dobry – jakiś – punkt zaczepienia do rozpoczęcia
podsumowania minionego roku.
Dziwny był ten 2017, obfity w wiele smutnych wydarzeń, z
których tylko niektóre można jakoś usprawiedliwić i podać racjonalny powód ich
pojawienia się. Zdana sesja, wywalenie z mieszkania, dojeżdżanie przez dwa tygodnie
do Krakowa prawie dzień w dzień, koncerty, wizyta w radio, kilka spotkań z fajnymi
osóbkami, niestety pogrzeb dziadka, remont, niby spokój, który w ostatnich
dwóch tygodniach grudnia okazał się nazbyt zwodniczy – to wszystko to tylko
wierzchołek tego, co serio się działo. I w głowie, i w sercu i w ogóle.
Początek roku był spokojny, no, w miarę: zalałam komputer,
zmieniłam, zdałam sesję z małymi perturbacjami czyli prawie składałam podanie o
warunek, później w marcu był koncert Toma Odella, happysadu, nieco później
radio, znów Warszawa, kolejne koncerty. W końcu wywalenie z mieszkania, czego
nadal nie jestem w stanie ogarnąć, przyjąć do wiadomości i jakoś sobie tego
sensownie ułożyć w głowie. Niepojęte, jak można nie znać ludzi, z którymi
mieszka się przez 3 lata i niby zna się ich na pamięć. Wymienione zamki,
problemy z odebraniem swoich rzeczy aż w końcu dojeżdżanie do Krakowa
codziennie przez niemal dwa tygodnie. Działo się. Później było tylko lepiej –
bo jeśli może być tylko gorzej, na pewno będzie 😉
Od sierpnia wszystko potoczyło się własnym dziwnym
nieusłuchanym torem: dziadek, remont, problemy z mieszkaniem a w zasadzie brak
chęci szukania go, to wszystko się na siebie nałożyło do tego stopnia, że pokój
wynajęłam dopiero pod koniec września, w zasadzie biorąc już to, co jest: czyli
prawie nic. Uczelnia, zmiana promotora, ten od ciasta, któremu nie smakowało,
później olewanie z jego strony i to takie dziwne uczucie, że hej, wszyscy ludzie
których znasz, i których obarczasz jakimś zaufaniem – nawet niewielkim
niezauważalnym – koniec końców robią cię w konia.
Na 2018 nie mam żadnych planów – pasuje obronić magisterkę,
odebrać dyplom, może zabrać się za prawko,
skoro obiecałam komuś, że go przewiozę. Może wynająć nowe mieszkanie, może znów
zaufać i może tym razem się na tym nie przejechać.
2018, please be good.