1/16/2019

Ćwierćwiecze



Przeczytałam właśnie post z zeszłorocznych urodzin i zaśmiałam się pod nosem. Co ja sobie naobiecywałam. Nie spełniłam nic (oprócz samotnego chodzenia do kina, jednak wciąż nie polecam, takie mocne zero na dziesięć).

Jak byłam młodsza, gdzieś w gimnazjum czy w podstawówce i czytałam blogi, i ktoś w opisie miał, że już dwadzieścia pięć lat to myślałam sobie, whoa, co za dinozaur. To już pewnie mądry i doświadczony człowiek, ułożony z konkretnymi planami na przyszłość. Patrząc na siebie dzisiaj nie mogłam zaśmiać się głośniej.

Wciąż nie czuję się na tyle, ile mam. Wciąż uwielbiam oglądać bajki i chodzić na nie do kina. Wciąż uwielbiam flamingi i inne „dziecinne” zabawy. Staram się nieustannie cieszyć małymi rzeczami, choć w obliczu ostatnich wydarzeń, bardzo o to trudno. Nie czuję się poważna. Nie czuję obligacji do robienia „poważnych” rzeczy, jeśli czuję się z nimi źle. Bo jedną, najważniejszą rzeczą, jakiej się w ciągu tego roku nauczyłam jest to, że to ja jestem dla siebie najważniejsza. Nie czyjaś opinia na mój temat, brzydkie spojrzenie czy zawistne  słowo.

Pod koniec dnia i tak kończę sama ze sobą, więc muszę się czuć dobrze w swoim towarzystwie.

25 lat. No powiem wam, trochę to jednak jest. Solidna i porządna liczba. A osiemnastka tak jakby wczoraj.




1/08/2019

Nowy rok... stara ja


Nie ma to jak huczniej wejść w nowy rok, niż drastyczną zmianą koloru włosów. Dobra, przyznaję, to była końcówka grudnia, ale co tam. Całe życie zastanawiałam się, jak bym się czuła w jasnych włosach. Moje naturalne, brązowe, skutecznie przeze mnie przez wiele lat modyfikowane i przyciemniane, w końcu miały dostać zasłużoną przerwę od farb, kiedy okazało się że matka natura inaczej sobie ze mną pogrywa. Grzywka zrobiła mi się prawie siwa.

Pomyślałam więc: kiedy, jak nie teraz??? Włosy to w końcu włosy, nigdy się do nich nie przywiązywałam, byłam w stanie w ciągu 10 minut podjąć decyzję o drastycznym cięciu, z tym sobie nie dam rady?? Wybrałam kolor,  ledwie parę tonów jaśniejszy, będzie super!, myślałam. Dopóki nie zobaczyłam się w lustrze. Blond z zaleciałościami rudego. Coś tam pomruczałam pod nosem, w sumie nie wyglądałam tragicznie, może los tak chciał. Wróciłam do domu, och, ach, jak ładnie, co za zmiana, przypadkowa ale jednak. Super, nowy rok, nowa ja, czy coś w ten deseń.

Niezupełnie, bo po niespełna dwóch tygodniach weszłam dziś do sklepu kosmetycznego, i znów widzę w lustrze nową starą wersję siebie – brązowowłosą. Smutne jest to, że człowiek chce zaszaleć, poddaje się temu szaleństwu i przypadkowi… A i tak wraca do tego, co było. Chociaż podobałam się sobie w tym kolorze, nie czułam się w nim dobrze. Ciekawość zaspokojona.

Tymczasem czekam na mój nowy notes i akcesoria z Aliexpress, bo rozpoczynam zabawę z BuJo. 

1/03/2019

2018


Bardzo mnie ten rok zmęczył. Pod wieloma względami.

Dużo w 2018 spędziłam na chorowaniu i zastanawianiu się, czy trzymanie w sobie uczuć i emocji jest dobre. Nie za bardzo, nie polecam.

Sukcesem tego roku jest obronienie się i zdanie dwóch sesji, za pierwszym razem. Jestem z siebie dumna. Nigdy nie byłam kujonem, wręcz przeciwnie. Nauka sprawiała mi problem, nie lubiłam tego robić, bałam się, że nie zdam matury z matematyki. Udało się. Pięć lat studiów minęło w okamgnieniu.

Spotykałam się z trzema osobami, z żadną z nich nie wyszło. Wszyscy z nich zerwali ze mną kontakt z dnia na dzień i już chyba nawet nie mam siły o tym myśleć.

Nie przeczytałam wymarzonej ilości książek, nie zaczęłam pisać własnej, może trochę śmignęłam z norweskim, ale też nie za bardzo.

Rozpoczęłam terapię, i choć trudno mówić o jakichś wnioskach po dwóch miesiącach, czuję się trochę lepiej z tym wszystkim, co chodzi mi po głowie. Powoli wszystko sobie układam.
Do 2019 mam tylko jedną prośbę. Niech będzie lepszy. Tyle wystarczy.