Nie ma to jak huczniej wejść w nowy rok, niż drastyczną
zmianą koloru włosów. Dobra, przyznaję, to była końcówka grudnia, ale co tam. Całe
życie zastanawiałam się, jak bym się czuła w jasnych włosach. Moje naturalne,
brązowe, skutecznie przeze mnie przez wiele lat modyfikowane i przyciemniane, w
końcu miały dostać zasłużoną przerwę od farb, kiedy okazało się że matka natura
inaczej sobie ze mną pogrywa. Grzywka zrobiła mi się prawie siwa.
Pomyślałam więc: kiedy, jak nie teraz??? Włosy to w końcu
włosy, nigdy się do nich nie przywiązywałam, byłam w stanie w ciągu 10 minut
podjąć decyzję o drastycznym cięciu, z tym sobie nie dam rady?? Wybrałam
kolor, ledwie parę tonów jaśniejszy,
będzie super!, myślałam. Dopóki nie zobaczyłam się w lustrze. Blond z
zaleciałościami rudego. Coś tam pomruczałam pod nosem, w sumie nie wyglądałam
tragicznie, może los tak chciał. Wróciłam do domu, och, ach, jak ładnie, co za
zmiana, przypadkowa ale jednak. Super, nowy rok, nowa ja, czy coś w ten deseń.
Niezupełnie, bo po niespełna dwóch tygodniach weszłam dziś
do sklepu kosmetycznego, i znów widzę w lustrze nową starą wersję siebie –
brązowowłosą. Smutne jest to, że człowiek chce zaszaleć, poddaje się temu szaleństwu
i przypadkowi… A i tak wraca do tego, co było. Chociaż podobałam się sobie w
tym kolorze, nie czułam się w nim dobrze. Ciekawość zaspokojona.
Tymczasem czekam na mój nowy notes i akcesoria z Aliexpress,
bo rozpoczynam zabawę z BuJo.
Ja nie farbowałam nigdy włosów, bałabym się zobaczyć kogoś nowego w lustrze:)
OdpowiedzUsuńokularnicawkapciach.wordpress.com
Zmiany koloru włosów czasem są potrzebne :)
OdpowiedzUsuń