10/31/2017

aj łana łisz ju mery krismes


Jakoś humor mi siadł i w sumie nie wiem dokładnie dlaczego, bo ten październik był niby taki se, ale w ostatecznym rozrachunku wyszło na dobre. Pracka co prawda nie wyszła, po trzech dniach końcowo zrezygnowałam, ale inne rzeczy dobrze się rozwijają,

np. z Y(muszę mu wymyślić jakiś przydomek)  byłam na kawie, a później w kinie, i zostałam eksportowana pod same drzwi bloku, że światła we mnie świeciły dopóki nie zniknęłam,  i że może się jeszcze spotkamy, znaczy to raczej na pewno pytanie tylko kiedy,

że w końcu mam fajnego promotora który zamiast pobudzać i denerwować i stresować, to uspokaja jednocześnie mobilizując do pracy,

i że mimo wszystko chyba jakoś to się ułoży. Tu miało być coś poetyckiego o tym, żeby się nie przyzwyczajać, ani nie przywiązywać, ale takie rzeczy ładnie brzmią w teorii a w praktyce jest tak, że dostaję nerwów jak nie odpisuje jużrachciach bo to przecież znaczy, że na pewno coś źle napisałam i bez sensu. 

(Do tego już powinien być przyzwyczajony.)

Zaczynamy listopad, z pewnych znanych wielu powodów, smutny, ale jakoś tak. Święta idą i radość idzie.


bo uzależniłam się, co nie.

10/19/2017

jak się nie nastawiać?

Nie umiem rozmawiać z ludźmi.

Inaczej, staram się, robię co w mojej mocy żeby albo nie wyjść na nadgorliwą, ale też nie zapomnieć, że trzeba odpisać, bo po paru godzinach/dniach to już trochę wstyd.

Ogólnie to mam problem z tym, czasem, żeby rozeznać, czy ktoś się ze mnie zgrywa, czy ktoś chce nadal ze mną gadać, czy odpisuje jednak półsłówkami dlatego, że jestem nudną rozmówczynią. Byłoby prościej spytać, owszem, no ale to tez takie trochę drażliwe, bo „jednak pokazujesz, że nie ogarniasz”. A ja już i tak za dość nie ogarniam.

Wczoraj na przykład szukałam spódnicy, obeszłam sklep w te i we w te kilkukrotnie, po czym strapiona wróciłam do domu. Gdzie skapnęłam się, że jakby to, że tej spódnicy tam nie znalazłam to oczywistość, bo ona jest z innego sklepu. A mi się pomyliło, he, he.  Dla takich ludzi jak ja stworzyli sklepy internetowe, mówię Wam.

Chodzi mi o to, że jak z kimś mi się dobrze rozmawia, a znam tego kogoś dosyć krótko i nie wiem na ile „mogę sobie pozwolić”, to zawsz ogarnia mnie strach, że wyjdę na natręta, wariatkę, albo gorzej – na desperatkę. I nie umiem z tym walczyć i zagaduję i gadam/piszę zupełne głupoty……. That’s me. 

Mimo wszystko chyba jestem fajna. Tak się zastanawiam.


I jeszcze jedno: jak się nie nastawiać na cośkogoś?  

co do tak częstego dodawania postów, doszłam do wniosku, że chcę pisać więcej a częściej, nawet o tak błahych sprawach, żeby nie zwariować.

10/17/2017

love yourself


Żyjemy sobie w takich wspaniałych czasach, w których z jednej strony wszyscy trąbią do nas, że mamy czuć się dobrze w swoim ciele, że mamy „lubić siebie takimi jakimi jesteśmy” tylko po to żeby dziesięć stron dalej pisać o tym, że teraz modna to jest figura taka i taka, kolor włosów taki, a dzięki temu tuszowi do rzęs to nasze życie w ogóle będzie o milion razy lepsze.

No, na pewno.

Lepsze w kompleksy, jak już.

Lubię siebie. Mimo trochę krzywych nóg, rzęs i  brwi tak jasnych, że aż niewidocznych, dziwnego nosa i pieprzyka pod prawym okiem. Mimo małych cycków (a w zasadzie ich braku), tyłka aka deski i tego, że jestem wzrostu lilipuciego.

Niezależnie od tego jakbym chciała, nie będę miała ani metra osiemdziesiąt, ani długich bujnych blond włosów, ani tym bardziej ciemniejszych rzęs czy tych durnych brwi. Nie zmienię tego. Dlaczego mam więc się tym stresować? W sensie, po świecie chodzą miliardy różnych od siebie osób. I każdy ma w sobie coś, czego nie lubi. Niektóre rzeczy można zmienić, niektórych nie. Najłatwiej i najwygodniej przejść z nimi do porządku dziennego.

I serio się tym nie stresować, bo to odbiera pewność siebie I zabiera czas, i kosztuje nerwy, a jest tyle innych rzeczy, którymi wypada się denerwować, że takie coś to… meh, no po prostu meh.

Dlatego lubię siebie nawet, jeśli w supermarkecie nie dosięgam swoich ulubionych czipsów, kiedy wymarzona bluzka na płaskich cyckach wygląda tandetnie,  a rzęsy „mam”  po 5 minutach porządnego ich malowania.


Wolę się stresować czymś innym. Na to szkoda czasu ;)



10/14/2017

co jest ze mną nie tak?

Odpaliłam na spotify jesienną playlistę (choć jakoś te piosenki zupełnie mi do tej kategorii nie pasują) i pomyślałam, że ten tydzień był dziwny, zwariowany ale dziwny. I że może najwyższa pora zacząć doceniać to, co się w trakcie niego wydarzyło, skoro czas tak szybko mija a pamięć, jak to pamięć, jest ulotna i wybiórcza.

Doceniam ten tydzień, bo:
  1. … oddzwonili do mnie z firmy, do której złożyłam CV. co sprawiło (sam telefon), że zaczęłam biegać po mieszkaniu i szaleć i wariować, i ogólnie super uczucie, polecam.
  2. … uczelnia jest znośniejsza, jeśli nie bierze jej się na serio; jeśli nie zawsze słucha się wykładowców, jeśli włącza się olewawczy styl bycia. To pomaga.
  3. … byłam w końcu u lekarza, przemogłam strach i wszystko jest na dobrej drodze ku  lepszemu.
  4. … spotkałam się z „kolegą”, z którym rozmawiam od sierpnia, i to było bardzo miłe spotkanie mimo moich nerwów. w sumie tego samego dnia, idąc na spotkanie, do mnie zadzwonił (po raz pierwszy się słyszeliśmy) i rozmawialiśmy przez telefon dopóki się nie spotkaliśmy, i ktoś mi napisał, że skoro napisał „po”, to już jest okej, ale ja  się boję, nie lubię być wystawiana, nie lubię też snuć różnych scenariuszy a to właśnie w tym momencie robię. wypiliśmy kawę, pośmialiśmy się, cały czas przeczesywał włosy, i uśmiechał się i miał ładne oczy, i przytulił mnie na pożegnanie i czy ja już mogę się opamiętać?
  5. … byłam na rozmowie w wyżej wymienionej firmie….. a we wtorek idę na dzień próbny, bo podobno się spodobałam. i trochę się ekscytuję, bo bądź co bądź to moja pierwsza praca, tak wyszło, więc jestem pełna chęci i nadziei. i wciąż tak fruwam trochę nad ziemią.
  6. … udało  mi się w tym całym rozgardiaszu zmienić promotora, bo poprzedni odszedł na urlop, krzyż mu na drogę, niech utrudnia życie ludziom gdzieś indziej, mój nowy promotor wyszedł z założenia że „rok to dużo czasu” i ja od tej pory mam zamiar tą zasadę wyznawać. mam bardzo dużo czasu, akurat tyle, żeby sformułować nowy temat.
  7. ... był fajny, intensywny, dużo się działo, dobrego, dużo nerwów, niewypitych herbat, niezjedzonych śniadań, trochę biegania, trochę tłumu w stołówce, ale też uśmiechów bo „muszę dać znać koleżankom, że żyję, tak wiesz, przezorna zawsze ubezpieczona” i „no tak zrozumiałe, ja nie musiałem, bo jestem duży” i „no właśnie!”, i „czy mogę cię odprowadzić” i ja że nigdy nie byłam bardziej na tak.
I jak tu nie popaść w paranoję?
PS. Czy trzeba czekać na kolejne spotkanie, czy można samej zainicjować? Tylko poważne odpowiedzi ;)





10/11/2017

awkward and desperate for love

Witam witam i o zdrowie pytam!

A tak na serio, to, hejka, dawno mnie nie było, bo nie miałam Internetu, ale dzisiaj zostałam podłączona do świata żywych, mogę już marnotrawić czas z pełną odpowiedzialnością, mogę zarzucić wszelką produktywność, zapomnieć o jej istnieniu i z powrotem przepaść w czeluściach internetu, bezsensownych stron, głupich memów… W KOŃCU.

A tak serio, to zaczęłam piąty rok i jeśli kiedykolwiek bardzo mi się nie chciało, to dzisiaj, w tym właśnie momencie, nie chce mi się jeszcze bardziej. Tak totalnie i zupełnie. Nie wiem czy to przez pogodę (potrzebuję słońca), dwa tygodnie bez internetu (nieaktualne), czy przez to, że uczelnia od siebie odpycha i w ogóle nagromadziło się tyle spraw, że bez kija nie podchodź.

Pozytywne podejście do życia jest fajne, ale zależy kiedy. W rozmowach, jak najbardziej, bo dlaczego cię ktoś, kogo zobaczysz pierwszy raz na oczy, ma zaklasyfikować jako tego smutasa. W żartach również, bo lepiej niech mówią, o, nosi różowe okulary. Ale jak wracam do tego domu, siadam na łóżku to ogarnia mnie jedno wielkie M E H. 

Dlatego idę siać negatywną energię gdzieś indziej, chciałam dać tylko znać, że żyję. I trzymajcie jutro kciuki, bo jak mi się coś uda, to się pochwalę. Hejeczka!