8/25/2017

los lubi sobie stroić żarty


Od każdego miesiąca czegoś oczekujemy. Poprzedni zawsze jest ten gorszy, następny zawsze pretenduje do bycia najlepszym. Gdzieś po drodze, między kawą do śniadania a herbatą do kanapki zajadanej wieczorem przed serialem dzieje się w s z y s t k o. Los ma swoje fanaberie, nie słucha, nie daje szansy, nie powtarza niczego dwa razy.

Mój sierpień miał być cudowny, a okazał się jakąś porażką, w której minęły dwa pierwsze tygodnie, a później już było tylko gorzej.

Mieliśmy się spotkać całą rodziną, ale w  milszych okolicznościach niż stypa po pogrzebie, po którym nikt nie miał sił do niczego, a szczególnie do gadania i uśmiechania się.

Nie chodzę na pogrzeby, dlatego wydaje mi się, że nigdy nie upłakałam się na nich tak, jak na tym jednym, sierpniowym.

Życie co prawda wraca do normy, życie toczy się dalej, ale gdzieś w kącie głowy, a może w tych drzwiach zamkniętych do pokoju, których już ten ktoś nigdy nie otworzy, jest taka myśl, że hej, miało być inaczej. Nie na to się panie losie umawialiśmy, nie na to 2017 się zgadzaliśmy.

Wszystko idzie nie tak, jak powinno, a na domiar złego jak człowiek lekko się po tej tragedii otrząsnął to przyszedł remont… I tak jakby szkoda, że noce są już zimne bo chyba wolałabym spać pod gołym niebem niż w zagraconym meblami z salonu pokojem.

Nie dodam, że jest koniec sierpnia a ja nadal nie mam mieszkania w Krakowie.

To co, już tylko spokój, tak do grudnia, poproszę.

Lu.