Zawsze za bardzo mi zależało.
Sz. miał kotka, więc kiedy byłam w Ikei, to kupiłam mu
pluszową myszkę, bo poprzednią zgubił. Niestety nie dotarła do zainteresowanej,
bo Sz. stwierdził, że „nie jest gotowy”, chociaż dwa tygodnie później dodał
zdjęcie z napewno-kimś-więcej-niż-przyjaciółką.
P. podwiózł mnie na drugiej „randce” pod blok, przez co
snułam w głowie plany, że tym razem to już na pewno na poważnie. Gdy miał
przyjść po pracy, upiekłam placek, żeby było coś do kawy. Następnym razem odwołał
wyjście godzinę przed i już więcej się nie widzieliśmy.
Dla A. kupiłam zieloną herbatę, bo wiedziałam, że taką lubi
i chciałam sprawić mu tym przyjemność. Dwukrotnie jej nie wypił, trzeciego razu
już nie było, no bo byłam chora i jakby to przez to nie mieliśmy się czasu
zobaczyć.
Innego A. spytałam, po trzech tygodniach, czy nie chciałby
być moją osobą towarzyszącą, bo chciałabym z kimś potańczyć a nie siedzieć tylko
przy stoliku. Okazało się wówczas, że jestem „niedotykalska”, a na wesela
lepiej chodzić samemu, i czy ja jestem nienormalna, że nie troszczyłam się o
niego, gdy był chory?
Wobec tego, poznanego później M. chciałam spytać o to samo,
ale tym razem czekałam na ten idealny moment, ten jedyny w swoim rodzaju, kiedy
nie zalecę desperatką, niemniej się nie doczekałam, bo dwukrotnie zrezygnował
ze spotkania, w zasadzie nie tłumacząc tego niczym – ach, no, pracą oczywiście,
bo trzeba nadgonić ją przed urlopem.
Swoją drogą praca to niezwykle śmieszna i przydatna wymówka –
nie można z nią polemizować. Masz dużo pracy? Dobrze, nie będę ci
przeszkadzała. Nie dasz dzisiaj rady przez pracę? Mam nadzieję, że nie będziesz
musiał zarwać nocy, odezwę się jutro. Znowu praca? Oczywiście, rozumiem, nie ma
sprawy, może innym razem. No nie
przegadasz, że tylko godzina, że na chwilę, że hej dajmy sobie spokój, ja wiem
że widzisz się pewnie z kimś innym i nie mam ci tego za złe, tylko powiedz,
zrozumiem.
Koniec końców na wesele dwa tygodnie temu poszłam z powiedzmy
dobrym kolegą, co było tym śmieszniejsze, że dzień wcześniej byłam na „randce”
i trudno mi się było skupić i cieszyć z towarzystwa tego, który był u boku, bo
tamten był ciut za daleko.
Gdy czytam to ponownie przed dodaniem, zalewam się wstydem.
Moje życie wcale nie kręci się wokół tego, że jestem sama. Kręci się wokół
tego, że wszyscy kogoś mają i też bym chciała, tak po prostu i po ludzku.
Ostatni smaczek?
„Dziwię się, że nikt się wokół ciebie nie zakręcił, jesteś
taka fajna”. No, jak znajdziesz na to odpowiedź to daj znać, też jestem ciekawa
😊
jestę magistrę.
Gratuluję serdecznie :)
OdpowiedzUsuńA facetów to i ja sama nie rozumiem. Mam podobną historię. No cóż, niektórzy widać mają w kwestii związków pod górkę. Przytulić tylko mogę...
okularnicawkapciach.wordpress.com
Witaj w klubie forever alone.
OdpowiedzUsuń